Oj...
zaginęłam w akcji. Ale już wracam i się witam :D i przynoszę duuuużo zdjęć :)
Trochę historii - kiedyś tam, zachciało mi się czerwonego neonu, takiego prawdziwego. Pierwszym strzałem był Orly Teeny Bikini. Neon to to nie jest, czerwień też, ale lakier sam w sobie jest tak cudny, że stał się chyba moim numerem do tej pory :) Niby zwykły lakier, ale czułam się w nim rewelacyjnie. Kolejną próbą był lakier z dzisiejszej notki. Czekał na użycie sporo, całkiem sporo, ale doczekał się :) I wiecie co? teraz to jest mój numer jeden, wśród lakierów, którymi malowałam <3 Na pewno jest to neon. Ale czy czerwony? powiedziałabym że raczej tak. Czasem wychodzi z niego odrobina pomarańczy, ale na pewno nie ona dominuje. Wykończenie typowe dla neonów - satynowe. Byłam go bardzo ciekawa w połysku, więc dołożyłam po jakimś czasie top i wtedy zonk :D No gdzieś ta czerwień uleciała! sprawdzałam w różnych światłach, miejscach, no pomarańcz... i jakby stracił neonowatość, a był po prostu jaskrawy. Dołożyłam znowu warstwę lakieru i olśnienie, czerwień wróciła ;) szkoda, że tak ma, ale w sumie ta satyna mnie oczarowała. Ma jedną wadę, krycie... to znaczy niekrycie. Na zdjęciach widzicie 6 warstw, a na niektórych nawet 7, bo z tą dodatkową na topie. A i tak widać końcówki, czasem mniej, czasem bardziej, ale widać... Na szczęście lakier jest cieniutki i wygląda jak 2 warstwy innego lakieru. Pewnie wiele pomyśli że zwariowałam, ale absolutnie mi to w tym lakierze nie przeszkadza :D to jak mi się go nosiło wynagradza wszystko :) Aplikacja ogólnie w porządku, czasem może się wydawać jakby lekko smużył, ale potem sam się wyrównuje, schnie ok. Trwałość u mnie (podkreślam u mnie) była super, nosiłam go prawie dwa tygodnie (wstyd się przyznać :D ) i tylko końce się trochę wytarły.
Co myślicie? :) znacie jakieś czerwone neony? jeśli tak, piszcie :)
Pozdrawiam
W słońcu:
Wersja z topem: