wtorek, 30 grudnia 2014

Świątecznie

Hej :)
Z małym poślizgiem czasowym ;) świąteczny manicure. Jak widać nic skomplikowanego, postawiłam na świąteczne kolory, faktury (migocące brokaty) i mały symboliczny dodatek :)
Same Chinki :D Pierwsza to Emerald Sparkle - cudowna zieleń. Ciemna, z mnóstwem drobnego brokatu w kolorze jaśniejszej, intensywnej zieleni. Zdecydowanie zasługuje na osobny post, muszę to kiedyś nadrobić :) Tym samym lakierem zrobiłam na środkowych paznokciach listki ostrokrzewu.
Złoto to I'm Not Lion, również świetny lakier. Dobrze kryjący brokat w delikatnym odcieniu złota. W cieniu subtelny, ale jak tylko złapie trochę światła pięknie się mieni kolorowo, bo to brokat holograficzny :)
I czerwona Poinsettia, niby "zwykła" czerwień, ale niesamowicie ją lubię, pisałam o niej tutaj :)
Na całość oczywiście top dla uzyskania tafli. Zdjęcia w świetle dziennym jak zwykle, choć akurat w tym przypadku żałuję, że nie zrobiłam w sztucznym czy pod lampką, bo wtedy efekt jest jeszcze inny :)

Użyłam:
zieleń - China Glaze Emerald Sparkle
złoto- China Glaze I'm Not Lion
czerwień - China Glaze Poinsettia
top

Buziaki i do zobaczenia w nowym roku ;)





sobota, 27 grudnia 2014

Born Pretty Holo Polish 12

Hej hej! :)
Pora nadrobić trochę zaległości :D 
Jutro pokażę mój świąteczny manicure, a tymczasem przedstawiam piękne holo, na które czaiłam się od dawna i na które czekałam potem 3 miesiące. Warto było <3
Cóż w nim takiego zachęcającego? a no oczywiście, to, że jest to mocne liniowe holo, ale też ma niespotykany odcień, piękny kolor. Znajdziecie go w sklepie Born Pretty Store, dokładnie tutaj, klik :)
Tak jak napisałam holo jest naprawdę mocne, może nie najmocniejsze jakie istnieje, ale słabe na pewno nie jest. Widać to już po tym, że nawet bez słońca, ale np blisko okna już dostrzegamy pierwszą tęczę - ostatnie zdjęcie to dobrze pokazuje. Dodam jeszcze, że top (Insta Dri) tłumi go częściowo, efekt holo jest, ale słabszy, z liniowego zmienia się raczej w rozproszone. Co mi się jeszcze podoba, to to, że lakier nie jest tak bardzo metaliczny jak niektóre mocne holo, a raczej taki lżejszy, jakby żelkowy, ma ładny połysk.
Kolor to ciemna zieleń, szmaragdowa, trochę choinkowa. Ma ciut niebieskich nut, ale na żywo wygląda ładniej niż na zdjęciach, bo jest trochę żywsza, "czyściejsza"; wiadomo - aparaty nie lubią takich kolorów ;)
Lakier ma przyjemna formułę, dobre krycie - dwie warstwy, pędzelek to kwestia gustu, jest króciutki z racji małej butelki. Schnie w porządku. Nosiłam go kilka dni, odprysków nie było, ale konce miałam dość sfatygowane.
No i jeszcze jeden aspekt cena-pojemność. Lakier ma 6ml, a kosztuje około 12 dolarów. Ja wiem, że mocne holo z reguły jest drogie, no ale w tej cenie to lakieru powinno być imo więcej. Jedyne pocieszenie to fakt, że ta seria jest często w promocji :) Tak właśnie jest teraz, lakier kosztuje około 6 dolarów, więc to już znośna cena, biorąc pod uwagę fakt, że mi osobiście ten cudak bardzo się podoba. 
Trudno było teraz robić zdjęcia holo... słońce jak się pojawiało to szybko zachodziło za chmury, a w ogóle o tej porze jestbywa za nisko i też tak średnio wychodzi. No ale coś tak wykrzesałam :)

Podsumowując: dla mnie świetny lakier, mocne holo w niespotykanym odcieniu :) 
Jak wam się podoba?

W świetle dziennym i słońcu:





 W sztucznym świetle, ale bez flesza:



 Światło dzienne, bez bezpośredniego słońca, ale przy oknie:





Lakier został wysłany mi do recenzji, lecz nie wpływa to na moją opinię.

czwartek, 18 grudnia 2014

Niewidzialny

Cześć :)
Tym razem poćwiczymy wzrok i wyobraźnię :D Wszystko dlatego, że zrobiłam niewidzialny gradient :) No, właściwie niewidzialny na zdjęciach, bo na żywo było z tym znacznie lepiej. 
Mam taki lakier Confetti, który w butelce przypomina bardzo Smoldera, ale tak naprawdę są różne, bo ten Confetti ma czarną bazę z czerwonymi, metalicznym drobinkami. Typ lakierów więc podobny, ale odcienie inne i dlatego wpadłam na pomysł takiego gradientu, przyciemnionych końcówek. Efekt niby delikatny, ale wydaje mi się ciekawy, tzn mówię o moich odczuciach na paznokciach, bo trudno mi ocenić ile z tego widać na zdjęciach... Sam Smolder daje wygląd ciemniejszych boków paznokci i jaśniejszych środków, a ja dołożyłam jeszcze ciemniejszy akcent na końcówki :) Mam nadzieję, że dojrzycie chociaż część efektu na zdjęciach.
Samo cieniowanie zrobione jak zwykle na gąbce makijażowej, z użyciem obu lakierów. No właśnie, muszę nadmienić, że sam Smolder wygląda inaczej nałożony gąbką, a inaczej malowany normalnie. Ale to nie dziwi, bo tak jest z metalicznymi lakierami, ich drobinki układają się wtedy inaczej, nie z "pociągnięciami pędzla", a w sposób bardziej rozproszony. Ciekawy efekt moim zdaniem :) Jeśli macie takie lakiery, a nie lubicie śladów pędzla, to możecie spróbować nałożyć ostatnią warstwę gąbką, to oczywiście żadne odkrycie - stara, znana metoda :)

Użyłam:
bazowy - Orly Smolder
gradient - Confetti Masquerade Ball
top coat



 








poniedziałek, 15 grudnia 2014

Orly Smolder

Hej :)
Dziś mam do pokazania prawdziwą perełkę, ale bez obaw, nie dosłownie :D Lakier, który cieszy się sporą popularnością i szczerze mówiąc, wcale się temu nie dziwię! Dla mnie także jest piękny.
Do rzeczy, lakier to vampowa, burgundowa czerwień. Z jednej strony to już dość ciemne bordo, ale z drugiej uzyskuje czasem jaśniejszą odsłonę dzięki drobinkom, które ożywiają całość. Można też go określić "wyczernianą" czerwienią. Wykończenie shimmerowe, podchodzi też pod metaliczne. Podoba mi się też to, że odcień nie jest podbity bardzo różem, a jednocześnie nie jest też zbytnio brązowawy. Piękny, głęboki, elegancki lakier :)
Aplikacja bezproblemowa. Ja jedynie nie przepadam za takimi długimi pędzelkami - trzeba uważać na spływający z nich lakier, żeby nie przesadzić z grubością warstw. Krycie - dwie warstwy, schnie szybko. U mnie na zdjęciach bez top coatu, jak widać błyszczy i tak, choć zrobiłam małą próbę i z topem chyba jest jeszcze ładniej, więc można jak najbardziej użyć.
Podczas robienia zdjęć słońce postanowiło bawić się w zachodzenie i wychodzenie zza chmur, stąd te różne odcienie zdjęć. Ale w sumie, może i dobrze, zobaczycie jak różnie może wyglądać :) Zdjęcia się powiększają.

Czy kogoś oczarował tak jak mnie?! :D












czwartek, 11 grudnia 2014

Live Love Polish: Color Club Valedictorian

Cześć :)
Dziś mam do pokazania kolejny lakier Color Club - Valedictorian z nowej kolekcji Celebration. Na pewno wiele z was po zobaczeniu zdjęć pomyśli o Essence Blue Addicted, słusznie! :D To podobne lakiery, ten sam typ, ale nie są takie same. 
Color Club to dość transparentna granatowo- szara baza, a w niej duże niebieskie oraz zielone hexy, a także również niebieskie drobniejsze. Właściwie i baza i brokat to nie jest czysty odcień granatu/niebieskiego. Mają coś z tealu, jakieś morskie, lekko zielone nuty, które nie chcą wyjść na zdjęciach do końca tak jak powinny.
Zanim wzięłam się za malowanie zastanawiałam się czy malować nim solo czy na jakiś podkład. Bałam się krycia, ale muszę przyznać, że wolę tego typu lakiery solo, więc zaryzykowałam :) Ale oczywiście można go nałożyć na coś, świetnie wygląda na jaśniejszym lub ciemniejszym granacie, tealu czy czerni, możliwości jest sporo :)
Pierwsza warstwa trochę mnie zaniepokoiła, jak się potem okazało, niesłusznie. Słabe krycie bazy, drobinek też niezbyt wiele... Próbowałam to rozkładać w miarę równomiernie i to był błąd. Niepotrzebnie tak się cackałam z tą pierwszą warstwą, a dlaczego? Bo druga była dużo, dużo lepsza, właściwie bezproblemowa :) Wszystko się zaczęło ładnie równać :)W sumie po tych dwóch warstwach nadawał się do noszenia, ale ja dla uzyskania jeszcze lepszej głębi nałożyłam trzecią. Brokat mimo, że dość spory nie odstaje praktycznie wcale, ale lepiej unikać sytuacji gdzie w jednej warstwie nałoży się nam dwa hexy jeden na drugi. O dziwo całość nie była bardzo chropowata, ale top coat mimo to jest jak najbardziej wskazany, z nim lakier wygląda zdecydowanie lepiej :) 
Tak więc na moich zdjęciach 3 warstwy plus top (na bazie oczywiście).
Podsumowując - śliczny jest, ja takie lakiery bardzo lubię :) a aplikacja koniec końców okazała się całkiem przyjemna :)
Ten i inne piękne Color Cluby, oraz mnóstwo ciekawych marek lakierowych znajdziecie na Live Love Polish, szczerze polecam :)

 






Lakier został wysłany mi do recenzji, lecz nie wpływa to na moja opinię.

wtorek, 9 grudnia 2014

Live Love Polish: Color Club The Uptown nowa wersja! (new version)

Hej :)
Tak tak, nowa wersja znanego i lubianego The Uptown od CC! Sama byłam w niemałym szoku kiedy odpakowałam lakier z folii i spojrzałam na naklejkę... Poszperałam w necie i faktycznie, Color Club zmieniło formułę lakieru, stara wersja już nie będzie dostępna. Nie lubię takich sytuacji, pomijając już czy lakier zmieniono na gorsze czy lepsze, można przecież dać nową nazwę nowemu lakierowi :/ Na pewno kojarzycie starszą wersję - fioletowa żelkowa baza z flejksami zmieniającymi odcień pod różnymi kątami. Ja go znam tylko ze swatchy, ale widać, że to cudeńko :) Jaka jest nowa wersja? zupełnie inna. To ciemny fiolet, nie żelkowy, a kryjący. Już nie tak wibrujący, a bardziej stonowany. W nim mnóstwo drobinek - najpierw myślałam, że to glassfleck, ale jednak to bardziej... drobno zmielone flakies. Kolorystycznie by się zgadzało, wyglądają złoto-różowo, ale dopatrzymy się też zielonych przebłysków. Gdy schowamy dłoń w cień widać bardzo lekką duochromowość typową dla flejksów. Oczywiście w butelce efekt jest mocniejszy, zrobiłam zbliżenie, żeby było widać o co chodzi, choć na paznokciach tak jak napisałam jest to bardzo zminimalizowane. Lakier jest ciekawy, w zależności od światła czasem wydaje się taki trochę przybrudzony, jakby spłowiały, a czasem drobinki urzekają swoimi kolorami. Która wersja lepsza? trudno orzec. Starej wersji nie posiadam, (ale mam w podobnym typie Nfu Oh 51), na pewno jest efektowniejsza. Ale przecież, nie każdy lubi mocny efekt, więc i nowa wersja na pewno zyska fanów. Mi osobiście bardzo się podoba, choć szkoda, że nie wypróbuję wersji flejksowej.
To jeszcze kwestie techniczne. Lakier ma bardzo treściwą formułę, ale aplikuje się bez problemów. Na bazie wystarczy jedna warstwa :) ja dodałam jeszcze drugą bardzo cieniutką, bo zawsze wolę dwie warstwy. Schnie w miarę przeciętnie, choć może mieć tendencję do uszkodzeń. Ja nałożyłam top coat, bo uważam, że jest tu bardzo wskazany - drobinki są lekko chropowate, a po zatopowaniu dopiero ukazują swoje piękno. Lakier dość trudno się zmywa, no nie jak gruby glitter, ale na pewno gorzej niż zwykły shimmer czy glassfleck. Trzeba chwilę przytrzymać wacik, a potem jeszcze trochę potrzeć ;)
Przedostatnie zdjęcie zrobione z fleszem.

Znajdziecie go na Live Love Polish o tutaj :)

Co myślicie o lakierze i całej tej zamianie?










Lakier został wysłany mi do recenzji, lecz nie wpływa to na moją opinię.



poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ludowe kwiatki - BornPrettyStore Water Decals

Hej! :)
Dziś pokażę moje trzecie już podejście do naklejek wodnych pochodzących z BornPrettyStore. Poprzednie możecie zobaczyć tutaj i tutaj :) Tym razem wybrałam wzór kwiatów w stylu ludowym. Czarne tło, a na nim wzory w charakterystycznych barwach. Są dość nietypowe ogólnie, ale bardzo mi się podobają :) W sklepie znajdziecie je pod tym adresem: klik :)
Jeśli chodzi o aplikację są niemal identyczne do tych z drobnymi różyczkami na granatowym tle. Naklejki od spodu są białe, co ma i plusy i minusy. Fajnie, bo nie prześwitują więc baza kolorowa jest zbędna - u mnie tym razem naklejki wylądowały tylko na warstwie bezbarwnej bazy, a i tak dały świetne krycie. Minus jest taki, że takie naklejki są sztywniejsze od tych z bezbarwnym tłem. Mają jeszcze jedną cechę - nie chcą się kleić i początkowo ich umieszczenie na paznokciu wydaje się niemożliwe. Ale tak jak poprzednio użyłam suszarki - pod wpływem ciepła naklejka jakby mięknie, uelastycznia się i możemy ją przytwierdzić do paznokcia. Ja mam dość wypukłe paznokcie, więc miejscami się delikatnie marszczy, ale pod wpływem topu dzieją się jakieś czary mary i wszystko znika, jest pięknie, gładko :) Resztki naklejek bardzo łatwo się usuwają zmywaczem czy pilniczkiem. Teraz mam już większe rozeznanie z naklejkami wodnymi i przyznam, że ten typ jest tym trudniejszym. Niekoniecznie polecam na początki z naklejkami, bo można się zrazić. Potrzeba troszkę wprawy, albo przynajmniej cierpliwości ;) Są inne naklejki wodne, mniejsze, albo z przezroczystym tłem, którymi raz dwa możemy ozdobić paznokcie. Tu jest troszkę więcej zabawy, aczkolwiek dla mnie raz na jakiś czas zdecydowanie warto dla efektu :) Na pewno nie jest to bubel i jak najbardziej można ich używać. No i jeszcze kwestia rozmiaru. Jak widać na zdjęciu znowu nie jest to powalający wielkością arkusz :( I jeszcze ten napis na środku... Sprawa jest jeszcze trudniejsza, gdy zależy nam na konkretnym kierunku w jakim ma się układać na paznokciu. Dlatego ja postanowiłam ozdobić 4 paznokcie, żeby swobodnie móc sobie wyciąć interesujące mnie fragmenty. Zostało mi tyle, że mogłabym ozdobić jeszcze jakieś trzy paznokcie. Myślę, że na krótkie, drobne paznokcie przy ekonomicznym cięciu można zrobić pełny manicure.
Do naklejek dobrałam lakier Wibo 419, czyli lakier z rodziny brzydalowatych :D ale ja takie lubię, a tu nie mogłam sobie wyobrazić żadnego innego, bo wydaje mi się, że dopełnia te ludowe kwiaty. Lakier określiłabym bardzo zgniłą zielenio-żółcią, taki oliwkowy odcień trochę. Aplikacja była bezproblemowa, dwie warstwy wyglądały ok, ale dałam trzecią, bo wtedy kolor jest pełny, taki jak ma być. Wysechł o dziwo dość szybko. To oczywiście stary lakier Wibo, już raczej na pewno nie do kupienia. 

Użyłam:
oliwkowy - Wibo 419
naklejki wodne - BornPrettyStore
top coat

Co myślicie o tym nietypowym mani? :) 

 







 Produkt został wysłany mi do recenzji, lecz nie wpływa to na moją opinię.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...